Dopal.org - Forum Dyskusyjne o Używkach i RC
O dopalaczach nie na poważnie, cz. 1 - Wersja do druku

+- Dopal.org - Forum Dyskusyjne o Używkach i RC (https://dopal.org)
+-- Dział: Redakcja (https://dopal.org/forumdisplay.php?fid=61)
+--- Dział: Gazeta forum (https://dopal.org/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Wątek: O dopalaczach nie na poważnie, cz. 1 (/showthread.php?tid=2664)

Strony: 1 2


O dopalaczach nie na poważnie, cz. 1 - horsii - 09.09.2023

O dopalaczach nie na poważnie - część pierwsza
_____________________________________________________________________________


"Ciągle tylko smażysz jakieś poważne, smętne artykuły o tym jak źle jest" - ktoś mi ostatnio powiedział. Owszem, zgadza się. Mam jeszcze takie trzy nudne teksty, niedokończone, które leżą i gniją - jeden o dysocjantach, drugi o alkoholach (o różnych związkach klepiących, będących alkoholami - nie o różnych napojach z etanolem!), trzeci to o czymś tam, już nawet nie pamiętam. Chyba jakieś głupoty o tym, jak 50 lat temu leczyli depresję metamfetaminą z barbituranami w jednej tabletce, coś takiego. W każdym razie - jest zbyt ponuro, w każdym z nich - tak najwyraźniej wynika z powszechnej opinii czytelników! W tym tygodniu dostałem ponad 1500 maili od fanów, że moje wypociny są zbyt podniosłe i tak dalej, że ciągle tylko narzekam na to i tamto, że panuje tam bolesna atmosfera post-2019 polskiej sceny research chemicals, i że to wszystko jest takie ogólnie nieśmieszne... No nie wiem - mnie tam to bawi. Ale te 1500 maili dowodzi, że, jak się okazuje - nie tylko ja to czytam. Trochę mnie to zdziwiło, muszę przyznać. Wobec takiego poruszenia, nie pozostaje mi nic innego jak napisać coś kompletnie niepoważnego.


_____________________________________________________________________________


Polska, rok 2038... inaczej, pozostałości Polski. Nie, to nie zasługa rządów partii rządzącej. Wszystko zawdzięczamy nuklearnemu holokaustowi, będącemu kulminacją konfliktu na linii Chiny-Stany Zjednoczone. Z cywilizacji nie zostało prawie nic, poza paroma sklepami z dopalaczami i grupami ocaleńców którzy osiedlili się między innymi w piwnicach, w których niegdyś w wiaderkach po farbie wytwarzano chałupniczymi metodami beta-ketony o wątpliwej jakości.


Trochę minęło od czasu spadnięcia bomb - dokładnie to 11 lat. Internet nie działa, co nie powinno nikogo dziwić. Zamówienia w sklepach są składane za pośrednictwem radia krótkofalowego i alfabetu morse'a, a w co uboższych osadach, za pomocą znaków dymnych, dla bezpieczeństwa nadawanych od tyłu w celu prowizorycznego zaszyfrowania wiadomości. Nie ma forów o dopalaczach. Jak i gdzie odbywa się więc dyskusja? W każdej z większych osad regularnie mają miejsce o spotkania społeczności, na których omawiane są bieżące sprawy - poza kłótniami, kto na spacerze widział jak bardzo zmutowane zwierzęta i czy aby na pewno je widział, a czy nie były to halucynacje po dziewięciu dniach brania pirolidynoketonów, poruszane są również bardziej przyziemne kwestie, takie jak "dlaczego musimy pić tą pierdoloną napromieniowaną wodę" oraz "szkoda, że nie ma MXE". Zamiast epileptycznych banerów obwieszczających ile kosztuje teraz dany ogłupiacz w hurcie, w centrum stoi nudna, denna wręcz drewniana tablica ogłoszeniowa, na której co weekend wypalane gwoździem są bieżące ceny dopalaczy za gram.



Kurierzy, niczym na dzikim zachodzie przemierzają pustkowia z torbami pełnymi dopalaczy i kapsli od Harnasia, które stały się walutą w postapokaliptycznej Polsce. Dlaczego Harnasia? Każdy wie, co to jest Harnaś, jak wygląda. Jest ich dużo, ale nie za dużo, kapsle nie mają numerów seryjnych, i co najlepsze, nie da się ich robić w nieskończoność, jak to ma miejsce teraz w przypadku polskiego złotego. W ogóle się ich nie da robić, bo trudno, aby po konflikcie nuklearnym przemysł browarniczy funkcjonował. Na dobrą sprawę, to trudno żeby jakikolwiek przemysł funkcjonował.



Jednym z takich kurierów jest Damian - typowy chłopaczek... znaczy, chłopaczkiem to on był, jakieś 15 lat temu. Teraz jest conajwyżej chłopem, i to po przejściach. Mieszka w osadzie zwanej "Dziurą", która stoi nieopodal miejsca, w którym kiedyś znajdował się Poznań. Damian kiedyś bardzo lubił przykurwić sobie HEX-enu, czasami alfy-PVP, nie pogardził też metaklefedronem. Chłop miał psychę ze stali - nie wiedział co to schizy. Nigdy takowych nie zaznał. Przez pierwsze 3 lata używania dopalaczy w ogóle nie wiedział, co to słowo znaczy, i myślał że to jakiś dziwny, egzotyczny temacik po którym ludziom wydawało się, że prześladują ich służby. Benzodiazepin nie brał nigdy w życiu - bo po co? Zresztą, zawsze miał problem z wymówieniem tak długiego, skomplikowanego słowa. Be... Benzop... Ben... Kurwa, daj spokój.


Poza tym, środki uspokajające są dla leszczy ze słabą psychą. Zahartowany na trzydniowych zwałach przeplatanych z paranoją po ABC zmieszanym z Funky ze sklepu dla prawdziwych kolekcjonerów, nigdy nie czuł strachu, poza incydentem który miał miejsce gdy Damian miał 15 lat - pijany ojciec znalazł w jego pokoju opróżnione w połowie opakowanie po Waikiki Benie oraz lufkę. To był jedyny raz. pół roku przed wojną nasz bohater trafił do ośrodka terapii uzależnień, a gdy rozpętało się piekło, ukrył się w piwniczce do przechowywania ziemniaków. Spędził tam półtora roku, w towarzystwie swojego przyjaciel Alberta, z którym wcześniej dzielił pokój. Albert niestety zmarł po trzech miesiącach, ponieważ jego organizm nie wytrzymał diety ziemniaczanej oraz znaczącego wpływu promieniowania jonizującego. Damian był trochę twardszy, ale załamał się gdy odszedł jego kolega. Po pewnym czasie opuścił piwniczkę i wyruszył w poszukiwania lepszego miejsca do życia, poza tym miał już dosyć ziemniaków. Tak właśnie znalazł Dziurę, która leżała niecałe 15 kilometrów dalej.



Dziura to niewielka osada, lokalny przyczółek ludzkości i dowodu na to, że ludzie są zdolni do wszystkiego, a już szczególnie tego, że Polak potrafi. W Dziurze mieszka około tysiąca osób. Większość z nich to konsumenci dopalaczy, co nie powinno w sumie nikogo dziwić. W dziurze poza kilkoma fabrykami dopalacza i kwaterami mieszkalnymi, jest także rynek - gdzie znajdują się "knajpy" (jeśli tak te lokale można w ogóle nazwać) serwujące pyszny, lokalny destylat i bazary na których można zakupić takie rarytasy jak mięso kretoszczura, oraz napić się napromieniowanej wody, butelkowanej lokalnie. Dziurę otaczają mury obronne zbudowane z różnorakiego złomu, które, jak sama nazwa wskazuje, chronią osadników przed ewentualnym zagrożeniem w postaci napromieniowanych dzikich trzymetrowych zwierząt gotowych posilić się którymś z mieszkańców.



Teraz, gdy dopek nie kosztuje już 30zł/g, sample nie sypią się z lewej i prawej, a ponad 10 lat brutalnej, szarej postapokaliptycznej rzeczywistości utwierdziło się na dobre w świadomości wszystkich którzy przeżyli, można zdecydowanie stwierdzić, że Damian znacznie podupadł pod względem zdrowia psychicznego. Śmierć przyjaciela oraz samotność dały mu się we znaki bardziej, niż najgorsze kary po wiadrze z AM-2201. Mimo tego, że tak silnej psychy jak kiedyś już nie ma, wciąż jest jednym z bardziej opornych na szeroko pojętą presję - zarówno tej ze strony jego sąsiadów w Dziurze, jak i tej ze strony szabrowników, bandytów i różnej maści zdziczałych, napromieniowanych psychopatów. Dlatego właśnie został kurierem - nie zastanawia się zbyt długo, tylko wyjmuje broń i strzela.



Nadchodził wieczór. Damian właśnie obudził się w swojej kwaterze na przedmieściach Dziury. Spał prawie 24 godziny. Miał okrutnego kaca, będącego efektem trzech dni picia gównianego, lokalnie produkowanego destylatu. "Alkohol" ten przy nadmiernym, a nawet przy umiarkowanym spożyciu potrafił wywołać kaca okrutniejszego, niż najgorszy kac jakiego mógł wywołać (stosunkowo wysokiej jakości) akcyzowany alkohol produkowany przed wojną, którego teraz jest jak na lekarstwo. Dodatkowo, całemu porannemu doznaniu nie pomagał fakt, że od jakichś dwóch tygodni jakiś żartowniś szcza do destylatu.
"Kurwa, muszę przystopować z piciem. Jak tak dalej będzie, to nie zostanie mi na czynsz i mnie wypierdolą za mury obronne" - pomyślał Damian.


Pierwszym odruchem było wzięcie łyka z flaszki, która jednak okazała się pusta. Drugim odruchem, ponieważ z pierwszym nie wyszło, było podejście do lokalnego odpowiednika banku i poczty - tzw. posterunku kurierskiego, w celu wypłacenia zaliczki w postaci niewielkiej ilości kapsli Harnasia - takiej, aby było go stać na ugaszenie pragnienia, a potem się pomyśli. W każdej większej osadzie znajdował się posterunek kurierski, co umożliwiało jako-tako skoordynowane i zorganizowane nadawanie przesyłek. Damian szybko przypomniał sobie jednak, że jest kurierem-freelancerem a nie pracownikiem posterunku na pełen etat na umowie o pracę, i gówno sobie wypłaci, a na dodatek ma jeszcze miesiąc zakazu pracy na posterunku za ostatnią burdę, którą tam rozkręcił. Po tym jak plany porannego klina legły w gruzach, Damian szybko zrozumiał że potrzebuje zastrzyku waluty, i nie tylko. W pośpiechu ogolił się więc maczetą, wziął kąpiel w misce, ubrał się i wyszedł z domu, idąc w kierunku Smażalni znajdującej się nieopodal.



Smażalnia to - wbrew nazwie - wcale nie lokal gastronomiczny. Smażalnia to największa w Dziurze fabryka dopalaczy, głównie katynonów. Nazwa wzięła się od techniki smażenia klefa na patelni wykorzystywanej pewnego polskiego przedwojennego vendora. Prowadzona przez Andrzeja S., nieślubnego syna Jana S., Smażalnia znana jest z produktów wysokiej jakości, i równie wysokich cen.


Damian delikatnie zataczając się wszedł do lokalu bez pukania. Z kłębów tytoniowego dymu i bliżej niezidentyfikowanych oparów chemicznych, z pewnością niemających korzystnego wpływu na zdrowie, z papierosem w zębach i kolbą stożkową w ręku wyłonił się Andrzej. 


- Cześć Andrzej, słuchaj - zagaił Damian - potrzebuję roboty. Na tu, na teraz. Masz coś do, yy, przetransportowania? Wezmę każdą ofertę.
- Aaa, czyli jednak dupą ci wychodzi ta zabawa w "freelancera"? Damian, mówiłem ci - jesteś bez-ro-bo-tny, i pracujesz dorywczo, a nie jesteś żadnym freelancerem. No ale w sumie ty do niczego innego się nie nadajesz. Za często pijesz i to rozwala twój grafik. Z posterunku kazali ci wypierdalać po tym, jak uroiłeś sobie że napromieniowany niedźwiedź chciał ci ukraść przesyłkę, a ty po prostu byłeś wyćpany pod niebiosa pentedronem, który zresztą z niej podebrałeś.
- To nie było tak, ja po prostu wypiłem, i...
- Ale ty zawsze wypijasz! Kogo ty chcesz oszukać, mnie? Mniejsza. Mówisz, że szukasz zajęcia? Dobrze się składa, akurat będę miał poważny temacik do przewozu. W sumie to masz ogromne szczęście - na posterunku nigdy nie pozwoliliby ci się wziąć za cokolwiek w takim stanie, a u nas nie ma takich ograniczeń jak tam, nie obowiązują żadne przepisy, i nie ma żadnych umów na papierze. Zresztą nie przeszedłbyś badań u lekarza medycyny pracy...
- Ja bym nie przeszedł? A zapomniałeś już, jak nabiłem na pal tego szaleńca, który próbował ukraść twoją beczkę z bezwodnikiem octowym? Jedną ręką!
- No właśnie. Damian, ja nie mówię, że nie masz siły w łapie, ja mówię o tym, że jesteś nienormalny, popierdolony wręcz. Ale wracając do tematu, kogoś takiego właśnie potrzebuję. Te błazny z posterunku nie chcą się brać za takie zleceni, a ostatnio przez Dziurę przewinęło się kilku takich "freelancerów" jak ty, i żaden z nich się nie podjął, po tym jak im powiedziałem co takiego będą wieźli. To przecież nie jest długa trasa, 30 kilometrów, i to nie jest nawet aż tak niebezpieczna okolica, no i...
- A co takiego będę przewoził?
- Gówno. Bierzesz tę robotę, czy nie?
- Ale nie no, ty, no powiedz mi może, co będzie w przesyłce? Chyba muszę wiedzieć, na czym stoję!
- Powiedziałem - gówno! Jak na razie, to stoisz na tym, że nie masz na czynsz i za parę dni będziesz bezdomny.
- Co? Co nie mam na czynsz? Że ja niby nie mam na czynsz? Skąd o tym wiesz?!
- Domyśliłem się, zawsze masz problemy z płatnościami na czas. Pytam się ostatni raz, bierzesz, czy nie?
- Dobra. Biorę, niech będzie...


W tej samej chwili z sąsiadującego pomieszczenia Smażalni wybiegł mały, na oko 12-letni dzieciak z rozczochranymi włosami, przyodziany w zaparowane gogle oraz zdecydowanie za duży na niego, zabrudzony kitel laboratoryjny, o którego końcówkę potknął się i efektownie przewrócił, lądując tuż pod nogami Damiana.


- Ekhem, ekhem - kaszlnął młodzieniec, po czym wstał z podłogi i dokończył - panie Andrzeju! Skończyłem syntezę! Jeszcze tylko myjka acetonowa i...
- Zamknij się! - wrzasnął właściciel Smażalni - do dupy sobie wlej ten aceton! Czyś ty do reszty zgłupiał? Żadnej myjki! Nie ma czasu na takie bzdury. To ma być właśnie takie jak ci mówiłem wcześniej! Dokładnie takie!
- Ale...
- Żadnych ale! Suche jest?
- Jeszcze nie.
- To wysusz, a jak wysuszysz to zapakuj. Tylko nie rozwal tego na proch przy pakowaniu, bo znowu za miesiąc będe dostawał listy ze skargami za pobraniem, że "miało być big cristal a przyszło medium cristal i small cristal, a nawet trochę crystalline powder". Obłęd, koniec świata, wojna atomowa, 70% populacji świata nie żyje, a oni się czepiają, że kamyczki przyszły niewymiarowe. No, już, wynoś się. Nie płacę ci za opierdalanie się.


Speszony młody chłopak z miną jak zbity pies, który właśnie doczekał się konsekwencji srania na dywan w salonie, otrzepał się z kurzu i wrócił do pomieszczenia z którego przyszedł. Damian wyraźnie zdegustowany całą tą sytuacją, zapytał:


- Kto to jest?
- A co? Nie widać? Pracownik. Pracuje.
- Pracownik? To jest dziecko! To teraz pracują u ciebie dzieci?! Który mamy rok, 1782?
- Ech, głupcze, kurwa, mówiłem ci już chwilę temu - u nas nie ma żadnego kodeksu pracy ani kontroli z PIP-u. To działa w obie strony.
- Ile mu płacisz?


Zapadła grobowa cisza. Andrzej nie odpowiedział nic, tylko skierował swoje przeszywające spojrzenie ku rozmówcy, mówiące coś pokroju "zadajesz za dużo pytań". Milczenie przerwał Damian, dokańczając:

- ...wiesz, mam przynajmniej nadzieję, że mu płacisz.
- Oczywiście, że mu płacę. Czy wygląda, jakbym mu nie płacił?


Damian przez moment zastanawiał się, czy nieletni mieszalnik do beta-ketonów wygląda jak taki, który otrzymuję należności za wykonaną pracę, ale dotarło do niego, że w sumie nie wie, jak wygląda taki któremu nie jest płacone, więc nie ma punktu odniesienia. Czując się pokonany w tej kwestii dyskusji, i nie chcąc rozwścieczać już rozjuszonego Andrzeja, odparł tylko:

- Jasne, że tak, jakbyś mu płacił.
- No właśnie. Ty też będziesz miał zapłacone, o to się nie martw. Jeden transporcik i będziesz pływał w kapslach. Dwa tysiące za jedną robotę, to jak... to jak... no, wiesz. Zajebiście, i tak dalej. Full wypas. A jak będziesz zbyt zmęczony podróżą gdy już dotrzesz na miejsce, to nie musisz od razu wracać. Możesz nawet sobie tam gdzieś przycupnąć, osiąść na chwilę u lokalsów. Odbiorca poinformuje mnie listownie, że wszystko gra, a ja wyślę ci zapłatę kurierem. Normalnym, ubezpieczonym, z posterunku, nie przez bezrobo... yyy, "freelancera". Wiesz o tym, że my nie robimy reshipów towaru, a co dopiero płatności, nie możemy pozwolić sobie na takie ryzyko. To nie te czasy...
- Przycupnąć? A co to ja jestem, inwalida? Przecież to tylko 30 kilometrów, ja nie takie trasy pokonywałem. Poza tym...

Zanim zdążył dokończyć, Andrzej odłożył kolbę, chwycił z blatu dużą, pogniecioną mapę, rozłożył ją i wpatrując się w nią, podszedł do Damiana i zaczął mu tłumaczyć:

- Spójrz. Widzisz? Tu, o tutaj, tutaj jesteśmy - tłumaczył Andrzej, kreśląc po mapie palcem wskazującym, ewidentnie przypalonym którymś ze żrących chemikaliów jakie magazynuje w Smażalni - tu jest Dziura, oo tutaj... A nie, czekaj, kurwa, to do góry nogami jest. Dobra. Teraz jest dobrze, patrz. I stąd idziesz, w tę stronę, tutaj, o tak. Cały czas na wschód. Tu jest Mrągowo, i obok, tutaj niżej, jest Suchatówka. Do Suchatówki masz z tym iść. Tam będą na ciebie czekać. Jeśli użyjesz Mrągowa jako punktu odniesienia, to na pewno się nie zgubisz.
- Mrągowo? To Mrągowo, w którym robili Piknik Country? Piknik Country w Mrągowie?
- Kurwa mać, ja nie wiem, czym wy się przed wojną zajmowaliście, może sobie chodziliście na jakieś Pikniki Country w Mrągowie, skąd mam wiedzieć co tam było? Ja byłem zajęty uczeniem się fachu od starego i nie miałem czasu na głupoty. Może był tam piknik, może nie było. Co to za różnica?
- Nie no, w sumie żadna. I tak teraz tam nikt nie daje koncertów. Poza tym Mrągowo jest jedno... Tyyy, ale czekaj, to nie jest 30 kilometrów! To na pewno nie jest 30 kilometrów! Prędzej jakieś 300! Albo raczej coś pomiędzy 30 a 300, nie wiem, w sumie nie byłem dobry z geografii w szkole. Ale to na pewno jest o wiele więcej niż 30!
- ...posłuchaj. Zapłacę ci podwójnie.
- Podwójnie?
- Nie no, przesadziłem trochę, po-półtora.


Andrzej mimo tego, że z początku cały czas grał twardo, wiedział że kit z trzydziestoma kilometrami nie przejdzie, i musi zapłacić swojemu kurierowi więcej niż obiecał na początku rozmowy. Przyzwyczajony do lekkomyślności Damiana, nie potrafił zrozumieć skąd nagle wzięło się w nim tyle sprytu i przebiegłości, dzięki którym w locie wydedukował, że z Dziury do okolic Mrągowa jest więcej niż 30 kilometrów. Co prawda wciąż pomylił się w obliczeniach, bo jest ich więcej niż 400, a nie jak przypuszczał, coś pomiędzy 30 a 300. Jako główny powód takiego obrotu spraw zaczął podejrzewać alkohol, a dokładnie dramatycznie spadające jego stężenie we krwi Damiana, co niewątpliwie przyczyniło się do jego zwiększonych zdolności kognitywnych.


- Zgoda! - odparł Damian bez dłuższego namysłu, z uśmiechem skinął głową i podał rękę Andrzejowi, którego to już mina nie była taka wesoła.


Porażka. Dno. Co za upokorzenie. Nie do pomyślenia jest, żeby syn samego Jana S., właściciel Smażalni znanej na całe województwo, a może i nawet na całą Polskę, musiał płacić po-półtora jakiemuś cieciowi. Ale ta przesyłka była specjalna i wymagała takich poświęceń. A cieć musi opłacić czynsz.

Niedługo później, po krótkiej rozmowie Damian i jego zleceniodawca rozeszli się. Damian miał nad ranem podejść po zagadkowe, wysuszone "gówno". Całą drogę do domu zastanawiał się, co takiego kryje się pod tą wymyślną nazwą, ale do głowy nie przychodziło mu nic. Żeby to jeszcze była nazwa sortu, typu, "4-CMC GÓWNO" - to jeszcze byłoby zrozumiałe, ale tak, to coś musi być na rzeczy.


Noc przeminęła spokojnie. Poza ciszą przerywaną co jakiś czas przez ryki dzikich, świecących od ilości przyjętego promieniowania zwierząt, a także ryki dobiegające z lokali w których spożywany był alkohol, można było usłyszeć tylko świerszcze. Damian przed snem powtarzał sobie, że  wyjątkowo nie będzie pił przed wielkim dniem w którym brał się za zlecenie, ponieważ to źle wpłynie na jego wydajność w pracy. Po pewnym czasie jednak zrozumiał, że to nie on podjął decyzję, ponieważ nie miał za co pić. Jednak tak samo szybko zrozumiał, że jak powie komuś, że to on sam postanowił być trzeźwy w pracy, brzmi to o wiele lepiej.


Nasz kurier-freelancer wstał o poranku. Wyciągnął z szafy i ubrał kolczugę zrobioną z zawleczek od piwa, kamizelkę kuloodporną z taktycznie pozginanymi, odpowiednio pociętymi płatami metalu pochodzącymi ze znaków drogowych zamiast wkładów balistycznych, założył na głowę poniemiecki hełm wojskowy z napisem "COURIER SERVICE" który ukradł z muzeum w Kaliszu pół roku temu. Do tego wszystkiego aviatory, coby go słońce nie raziło gdy będzie odganiał ewentualnych dzikusów. Oczywiście do odganiania się  od dzikusów potrzebny jest sprzęt, więc tym wziął ze sobą ma pałkę teleskopową oraz kuszę którą kupił kiedyś od obwoźnego handlarza rupieci. Obejrzał się kilka razy w kilkucentymetrowym kawałku lustra jaki wisi w jego prowizorycznej łazience i ruszył do Smażalni.


Po wejściu zobaczył Andrzeja, który tylko skinął głową w kierunku przesyłki leżącej na blacie. Wziął ją, spakował do swojej torby i już miał wychodzić, gdy usłyszał:
- Uważaj na siebie. Klefiarze wychodzą po nocach w poszukiwaniu tematu.
- Jasne. Ale tam naprawdę jest gówno?

Nie dostał żadnej odpowiedzi, zamiast tego Andrzej tylko spojrzał na niego z politowaniem.

Damian po wyjściu zrobił tylko parę kroków - zatrzymał się na chwilę, kontemplując zawartość tajemniczej przesyłki.

"Gówno... Ta, jasne." - pomyślał. Ciekawość nie dawała mu spokoju. Zastanowił się chwilę, i otworzył torbę. Delikatnie odwinął pięciokilogramowy pakunek z papieru do pieczenia i otworzył worek na śmieci, w którym był towar. Jego oczom ukazał się ogromne bryły brązowego metaklefedronu.

"Faktycznie, wygląda jak gówno..." - powiedział sam do siebie, po czym skonsternowany zawinął z powrotem pakunek, zapiął torbę i ruszył w kierunku bramy wyjściowej z Dziury.


koniec części pierwszej



RE: O dopalaczach nie na poważnie, cz. 1 - Epsiakos - 09.09.2023

Kurwa mega XD czekam na kontynuację


RE: O dopalaczach nie na poważnie, cz. 1 - Hoxed - 09.09.2023

Wow, szczerze totalnie kozak mam nadzieje ze watek damiana bd kontynuowany ale co 2 tyg, żebyś dal komuś innemu zgarnąć post tygodni bo historia totalnie zjada! ilosc nawiazan dio fallouta, waluta, wojna atomowa, skazona i butelkowana woda + to oczko puszczone do starszych wyjadaczy z nawiazaniem do preda Wink lekko mnie zaskoczylio bo znam twoje zdanie na jego temat. Mimo duzej iloscci nawiazan i inspiracji swiatwm fallouta czekanm na dalsze losy damianka.  i Szanuje w chuj ze wszedzie polskie znaki zgadzaja sie jak na miare szyta marynarka. (po kumpelsku chcialem sie do czegos przypierdolic ale nie ma), planujesz druga czesc? to raczej pytanie retoryczne bo cz 1. w tytule przypadkiem sie tam niue znalazla, rob dalej co robisz bo jestes w tym dobry, z fartem i zdrowka mordzia

co cie wgl zainspirowalo i wlasciwie skad inpuls zeby zaczac cos ala pasta?
napewno nie bylo to pod natchnieniem procha bo jest zbyt powaznie napisana chyba ze chcesz to sprostowac?
Jak bd kolejna czesc przygody kuriera damiana masz mnie poinformowac na dc bo rzadko tu bywam ostatnimi typami ale twoje posty mimo ze nie pod kzasdym odpoiwiadam podnoisza poziom tego forum xD rob dalej co robisz! jak mowilem pozdro i zdrowka i obys post tyg zachaczyl! co nie Maniek

ps ile czasu to pisales?


RE: O dopalaczach nie na poważnie, cz. 1 - horsii - 09.09.2023

Pisane na trzeźwo. Poza falloutami nie falloutami itd. to zdecydowanie inspiracją żeby napisać coś mniej poważnego były wlaśnie takiego typu opowiastki pisane przez Dżesiego, które zamieszczał na palenie.cz - jak ktoś pamięta fundację PalęNIE to wie dokładnie o co chodzi Podobno kultowa

 
A jak nie pamięta - na palenie.cz można było nie dość, że kupić dopki (za dość wygórowane ceny, ale no cóż...) z najbardziej fantazyjnymi opisami produktu jakie widziałeś, to można było także poczytać takie głupoty, regularie zamieszczane na blogu. polecam wejście sobie na stronkę przez wayback machine i zobaczenie tych dzieł literackich. "Skoki na beton" to mój faworyt.

Będzie dwójka, nieprędko ale będzie.


a ile czasu to pisałem: kurcze, nie liczyłem, w wordzie nie mam takiego licznika jak w FL studio że mi pokazuje ile godzin nad czymś już siedzę XDD częśc napisałem w tygodniu, tak na raty. dzisiaj tylko końcówkę dopisałem. parę godzin łącznie może jakoś.


RE: O dopalaczach nie na poważnie, cz. 1 - kot_kreskowy - 10.09.2023

To jest kurwa genialne SZEFIE😁
Do pełni czytelniczego orgazmu zabrakło tylko opisu pojazdu, na czym jeździ Damian. 
Ja obstawiam, że konnoPodobno kultowa

Wiem kurwa Exclamation  Z tego byłby zajebisty komiks. Normalniee jak to czytam to z bomby to wizualizuję na sceny typowo komiksowe. SZTOS😎



Hoxed to oczko puszczone do starych wyjadaczy to z nawiązaniem do Kolekcjonera😎
PRED IS BAD!
Horsiak to ma zaklepaną miejscówkę na poście tygodnia od początku.
Jakiś czas temu przeglądałem dane, to 90% jest jego. 
Ale jakoś nie dziwi mnie to wcalePodobno kultowa

horsii 
Ps.
Nie wiem kto tam do Ciebie wypisuje za romanse, ale śmiało wpierdol to do spamu.
Ćpuny się kurwa poodklejały i tyle.
Piszesz zajebiste artykuły, z jajem i pełne humoru na poziomie😎

Rób swoje, niczym się nie przejmuj, a buraczanych maruderów odsyłaj do mnie.
Napisz, że jestem sekretarzem biura prasowego, a skargi i zażalenia rozpatrywane są pod adresem:
wzruszylamnietwojahistoria@sekretarka.pl
Podobno kultowa


RE: O dopalaczach nie na poważnie, cz. 1 - voice.of.voiceless - 10.09.2023

wciągający materiał, widziałem leak, dobrze się to czyta, spójnie, rzeczywistość opisany nie zaśmieca świata literackieo


tribute to the Dżesi Podobno kultowa


RE: O dopalaczach nie na poważnie, cz. 1 - Epsiakos - 10.09.2023

Przy part 2 jak będzie zakończony wątek, może napiszę spin-off xD


RE: O dopalaczach nie na poważnie, cz. 1 - DissoEnjoyer - 11.09.2023

Uwielbiam ten tekst, super robota !Big Grin Fajny klimat ketonowego post-apo zwierzyńca, oby więcej takich tekstów Wink


RE: O dopalaczach nie na poważnie, cz. 1 - JaTylkoPatrze - 12.09.2023

Horsiak ma talent do pisania Smile  +
Czekamy na drugą część Tongue


RE: O dopalaczach nie na poważnie, cz. 1 - Twilight Sparkle - 16.09.2023

Jakie to jest dobre xDDDDDDDD