Dopal.org - Forum Dyskusyjne o Używkach i RC
Wpadka predatora najsłynniejszego sklepu - 12 lat więzienia - Wersja do druku

+- Dopal.org - Forum Dyskusyjne o Używkach i RC (https://dopal.org)
+-- Dział: Na temat używek (https://dopal.org/forumdisplay.php?fid=7)
+--- Dział: Wiadomości (https://dopal.org/forumdisplay.php?fid=8)
+--- Wątek: Wpadka predatora najsłynniejszego sklepu - 12 lat więzienia (/showthread.php?tid=4686)

Strony: 1 2 3 4


Wpadka predatora najsłynniejszego sklepu - 12 lat więzienia - janosik1358 - 13.10.2024

A tak moi drodzy 4 lata temu wpadł słynny Predator Wink Obecnie ktoś inny zajmuje się sklepem.
I w sumie wszystko by się zgadzało, pod koniec 2019 wszystkie paczki dla Preda przejmowali na sortowniach( słynne pakowanie i naklejki) - w tym moją, reship również przejęli... widocznie Pred postanowił wrócić na chwilę do PL ogarnąć sytuację - widocznie nie potrzebnie, zasadzka się udała.
I po tej akcji faktycznie się pozmieniało, jak paka dochodziła to bez tych słynnych naklejek, oraz oferta się zaczęła diametralnie zmieniać.
+ tylko płatność Bitcoinem oraz TOR - pewnie dlatego aby zwykłe osoby nie miały dostępu.

Idąc wstecz słynna akcja z 2018r w której dla Preda psiarskie przejęli magazyn w PL... on w tym czasie był w Holandii czym zresztą się chwalił na forum.
Udało mu się wywinąć - ale pierwsze ostrzeżenie poszło.
To wtedy była ta przerwa u Predatora, w której wiele osób narzekało na brak paczek... w tym ja czekałem miesiąc.
Pred w tym czasie zaczął organizować się w Holandii i faktycznie po tej wpadce paczki były wysyłane z NL a przed wpadką z PL
Wpadka przypadkowa w Holandii z Policją, lecz tam go puścili - ostrzeżenie numer 2.
W międzyczasie tych wpadek - Pred blokował możliwość rejestracji na stronie.
Wszystko pięknie się pokrywa z sobą.
I zamiast wycofać się w odpowiednim momencie jak Kolekcjoner to za trzecim razem już wpadł o czym poniżej
Dostał 12 lat więzienia, karę finansową i przepadek majątku - wymusili psiarskie kody dostępu do Bitcoina.
W areszcie zaczął siedzieć od 2020, wyrok z końca 2023, mamy koniec 2024, zatem za 2 lata będzie mógł się starać o warunkowe zwolnienie.

"Duży piętrowy dom z szarą dachówką przy ul. Małej w Milanówku był pod obserwacją od kilku miesięcy. W piątek 3 stycznia kilka numerów dalej w nieoznakowanym radiowozie czekało dwóch policjantów. Było już ciemno, kiedy na posesji zauważyli Janka. Mieli szczęście. Wrócił na chwilę z Holandii, bo jego interes ostatnio słabo się kręcił.

Policjanci ostrożnie podeszli pod ogrodzenie. Zauważył ich, gdy dochodzili do bramy. Ruszył trawnikiem za dom. Przeskoczył przez płot do sąsiadów, przez ich ogródek do ulicy i dalej w stronę cmentarza. Złapali go przy ogrodzeniu nekropolii. Szarpał się, wierzgał i próbował gryźć. Założyli mu zespolone kajdanki i specjalny kask, żeby nie uszkodził sobie głowy. Wtedy musieliby go zawieźć do szpitala, nie na komendę. Przełożony by im tego nie darował.

Rozwój na wyższym poziomie
Na tej samej komendzie Janek był osiem lat wcześniej. W maju 2012 roku złapali go z marihuaną i mefedronem w plecaku. Nie chciał iść do więzienia, więc wsypał dilera. Podyktował do niego numer i opisał, jakim jeździ autem. Miał 21 lat. Mieszkał z rodzicami i czwórką rodzeństwa w Milanówku. Do południa robił burgery w McDonaldzie, wieczorami uczył się w prywatnym liceum dla dorosłych w Warszawie.

Nie był wcześniej karany i chętnie współpracował, więc dostał rok więzienia z zawieszeniem na cztery lata i dozór kuratora.

Kolega z klasy: – W McDonaldzie zarabiał 2 tysiące na rękę. Wkurzał się, robiąc te burgery, bo wiedział, że ma większy potencjał. Był bystry, miał gadane, wszyscy go lubili. Śmialiśmy się w klasie, że Janek mógłby sprzedać mercedesa prezesowi Audi.

Nieraz opowiadał, że ma pomysł na świetny biznes, dzięki któremu będzie żył jak król. Ale nie zdradzał szczegółów.
„Jest osobą kontaktową, obdarzoną kulturą osobistą i poczuciem humoru. Nie wykazuje zaburzeń emocjonalnych, jest opanowany i zdolny do samokontroli. Uważa, że jest pomysłowy. Rozwój intelektualny na wyższym poziomie. Wrażliwy na sztukę i kulturę. Ma szerokie horyzonty myślowe. Spotyka się z dziewczyną, która mieszka w Warszawie. Połowę czasu spędza z nią, połowę w domu rodzinnym. Interesuje się muzyką, czytelnictwem, jego pasją jest narciarstwo. Obecnie dużo czyta z zakresu marketingu i biznesu. Ma jasno sprecyzowane plany na przyszłość. Jego sukcesem życiowym w najbliższym czasie będzie zdana matura i dobrze prosperująca firma” – napisała kuratorka po pierwszych wywiadach.

Podczas jednej z wizyt poznała Paulinę, dziewczynę Janka. Spodziewali się dziecka. Z notatki: „Dozorowany szykuje się do bycia ojcem. Oświadcza, że przestrzega porządku prawnego, nie zażywa alkoholu ani środków psychoaktywnych. W wolnym czasie spotyka się z dziewczyną i pomaga rodzicom w opiece nad młodszym rodzeństwem. Podczas sprawowania dozoru zachowuje się spokojnie i taktownie. Wobec kuratora przyjmuje postawę przychylną”.

Z ostatniej notatki: „Z uwagi na stabilną sytuację życiową i materialną oraz prawidłowy proces resocjalizacji proponuję wcześniejsze zwolnienie z dozoru”.
Dozór zakończono jesienią 2015 roku. Dziś prokuratura ma dowody, że Janek prowadził swój biznes co najmniej od kwietnia. Przez siedem miesięcy robił to pod okiem kuratora sądowego, w okresie zawieszenia kary.

O umowę nikt nie pytał
– Mówił, że będę pakował i wysyłał paczki. Nie wspomniał, co w nich będzie. Nie podawał też kwoty, jaką zarobię, ale obiecywał, że będzie lepiej niż w fabryce styropianu w Jaśle, gdzie byłem zatrudniony – w 2018 roku zeznał w prokuraturze Bartek, młodszy kuzyn Janka, jeden z pierwszych pracowników. – Po dwóch tygodniach przyjechałem do Warszawy, Janek zaprowadził mnie do mieszkania przy Ogrodowej. Tam poznałem Adama, z którym miałem pracować. Wtedy Janek powiedział, że prowadzi internetowy sklep z dopalaczami. Nazywał się Predator-rc. Zapewnił, że wszystko jest legalne. Wierzyłem mu, w końcu to kuzyn. Poza tym Janek nie wyglądał na przestępcę. Pracowałem od poniedziałku do czwartku od 8 do 20. Każdego dnia Janek wysyłał nam maile z zamówieniami. Były tam nazwiska i adresy klientów wraz z nazwą i ilością substancji, którą mieliśmy im wysłać. Najpierw paczki nadawałem na poczcie, po kilku tygodniach nie wyrabiałem się ze wszystkim, trzeba było zatrudniać kurierów. Zajmował się tym Janek. W tamtym okresie z bazy wychodziło 70-80 paczek dziennie. Nazwiska i adresy nadawców zmyślaliśmy. Na przykład Krzysztof Jarzyna ze Szczecina.

Z tygodnia na tydzień zamówień przybywało, trzeba było zwiększyć zatrudnienie. Po kilku miesiącach przenieśliśmy się do większego mieszkania, przy Dobrej. Tam czekały na nas elektroniczne wagi, opakowania, etykiety i laptop, na którym odczytywaliśmy zamówienia i śledziliśmy drogę wysłanych paczek. Pensję dostawałem w każdy czwartek, co tydzień około 3 tysięcy gotówką. Po pięciu miesiącach do pracy ściągnąłem brata.

Piotrek, dział zamówień i wysyłek, w prokuraturze: – O tym, że można nieźle zarobić, dowiedziałem się od brata. Przyjechałem do Warszawy i od razu wziąłem się do pracy. Wtedy każdego dnia wysyłaliśmy około 150 przesyłek o wartości od 80 do 320 złotych. Przez pierwszy miesiąc zarabiałem 800 złotych tygodniowo, potem więcej, nawet 3 tysiące. Moim zadaniem było też dowozić paczki innym wysyłającym. Chodziło o to, żeby jedna osoba nie nadawała zbyt dużo przesyłek. Mieliśmy do dyspozycji kilku takich nadawców. Spotykałem się z nimi w różnych miejscach w Warszawie. Wiedziałem, że szefem jest Janek, mój kuzyn, ale w tym czasie nie widywałem się z nim.

Handel dopalaczami. Konta na słupa i serwer w Chinach
Adam z tego samego działu: – Robotę znalazłem w serwisie Pracuj.pl. Ktoś poszukiwał kuriera. Zadzwoniłem, umówiłem się, tak poznałem Janka, który pokazał mi cały system. Janek robił dobre wrażenie, był modnie ubrany, przyjechał mercedesem. Na początku myślałem, że to jeden z tych młodych przedsiębiorców, którzy odziedziczyli firmę po ojcu. Ale imponował też starannością. W firmie wszystko działało jak w zegarku. Każdy miał określoną funkcję, wypłata zawsze na czas. Tylko nikt nie miał umowy. Ale kto by się tym przejmował przy takich zarobkach? Pod tym względem Janek był uczciwy i szczodry. Jak był dobry tydzień, dawał premie, jak było gorzej, straty ponosił sam. Ile na tym zarabiał? Nikt tego nie wiedział.

Zaopatrzenie przylatywało do nas z Chin i Holandii. Paczki miały często po 20-50 kilogramów. Pamiętam rekordową – 100 kilogramów. W środku były proszki, kryształy, tabletki i inne substancje w ilościach hurtowych. Zamawiał je Janek, najpierw na moje nazwisko, potem na innych chłopaków. Przesyłki odbierałem w paczkomatach, salonach fryzjerskich i innych miejscach, które świadczą takie usługi. Nigdy nie przychodziły do „przepakowni”, czyli tam, gdzie pracowaliśmy.

Z tych środków robiliśmy porcje zgodnie z zamówieniami klientów i wysyłaliśmy im pocztą lub kurierem. Trzeba było jeszcze nakleić etykietę i zgrzać opakowanie. Na każdej saszetce była informacja, że produkt nie nadaje się do spożycia. Janek tłumaczył, że to tak jak z domestosem. Jak się napisze, że nie można spożywać, to nikt nas nie będzie mógł za to karać, bo przecież firma ostrzegała. Uwierzyłem mu. Z Jankiem miałem kontakt kilka razy w tygodniu, nigdy nie przychodził do mieszkania.

amil pracował w dziale finansowym. Znajduję go na Facebooku, rozmawiamy przez komunikator:

– Do pracy ściągnął mnie znajomy. Moim zadaniem było szukanie „słupów”, czyli podstawionych ludzi, na których zakładało się konta w bankach. Najwięcej było Ukraińców. Szukałem wśród znajomych, potem ich znajomych i tak dalej. Za jednego słupa dostawałem 2 tysiące, z czego kilka stów było dla niego. Takich kont założyłem dziewięć, może dziesięć. Janka nie widziałem nigdy. Zawsze rozmawiałem z jakimś pośrednikiem. Nie przedstawiali się, płacili gotówką. Kiedy mój słup założył konto, pod wskazany adres wysyłałem jego dane, przypisaną do konta kartę debetową i kod PIN. Na początku mówili, że chodzi o firmę, która sprzedaje środki czyszczące i potrzebuje innych kont, żeby nie dać się okraść skarbówce. Ale potem już było wiadomo, że chodzi o dopalacze.

Klienci mieli wpłacać na te konta pieniądze za towar. A ten, kto miał kartę, wypłacał je potem z bankomatów. Ale o szczegółach nikt nie mówił. Sam też nie pytałem.
Marek, dział techniczny, w prokuraturze: – Odpowiadałem za wygląd strony internetowej sklepu i bitcoinowe portfele szefa. Część klientów płaciła za towar w wirtualnej walucie. Przelewy szły do portfeli, czyli wirtualnych kont. Szef miał na nich po kilkaset tysięcy złotych. Za bitcoiny można kupować produkty i usługi w internecie albo wymieniać na pieniądze. Do pracy wkręcił mnie znajomy. Chodziło o to, by postawić stronę internetową i ją obsługiwać. Sam nie umiałem wszystkiego zrobić, więc za moją wskazówką szef zatrudnił do tego firmę. Ja byłem pośrednikiem między nimi. Potem dowiedziałem się, czym zajmuje się sklep. I zacząłem się martwić. Przed Bożym Narodzeniem poszedłem do spowiedzi. Ksiądz powiedział, że nie da mi rozgrzeszenia. Ale bałem się odejść, bo szef dał mi do zrozumienia, że będę tego żałował. Po wpadce „przepakowni” wysłał nam film, jak facet obcina drugiemu rękę.


AD
Wtedy też kazał mi zmienić serwer. Wybraliśmy serwerownię w Chinach, która w razie zainteresowania policji gwarantowała klientom pełną dyskrecję.

W dopalaczach chciał być pierwszy
Przez prawie pięć lat dla szefa pracowało około 70 osób. Łukasz przez kilka miesięcy był jego zaufanym kurierem. Nie zgadza się na spotkanie, ale chętnie rozmawia przez telefon.

Polak alkoholik? To już nieaktualne. Każdej nocy pracują setki dostawców - kokainy, metamfetaminy, dopalaczy
Zapisz na później
Narkotyki, dopalacze i inne środki odurzające (m.in. Mocarz, Baka)
– Cały 2017 rok to był czas „prosperity” – wspomina. – Firma Janka wysyłała 200 paczek dziennie. Do całej Polski i za granicę. Koszty były niewielkie. Pensje dla ludzi, wynajem mieszkań, w których przepakowywano towar, no i odczynniki, które przychodziły hurtowo, głównie z Chin. Janek musiał zarabiać setki tysięcy miesięcznie. Sporo wydawał, żył jak gangster albo prezes krajowej spółki. Na bogato.

Zdaniem prokuratury sklep Predator-rc tylko w ciągu 14 miesięcy zarobił 17 milionów złotych. Wydatki szefa z 2017 roku to m.in. wczasy na Malediwach, pobyt w luksusowym hotelu w Zakopanem, pięć zegarków i naszyjnik o łącznej wartości 200 tysięcy złotych, operacja powiększenia piersi dziewczynie za 14 tysięcy złotych i ferie na nartach w Austrii. Zdjęciami z wyjazdów chwalił się na Facebooku. Na niektórych pozował z Pauliną i ich synem.

Więcej podobnych reportaży w książce autora "Z miłości. Portrety polskich domów"

Założył też restaurację z japońskim jedzeniem. Lokal przestał istnieć dopiero w listopadzie 2018 roku. Zdaniem śledczych m.in. w ten sposób prał pieniądze z handlu dopalaczami. Jeździł wyłącznie autami z wypożyczalni. Czasem korzystał z jednego samochodu tylko przez kilka dni, najdłużej – cztery miesiące. Wybierał te najbardziej luksusowe, np. audi RS6, nissan GTR, mercedes A45, audi Q7.

Łukasz, zaufany kurier: – Wszystko zaczęło się pieprzyć, kiedy od jego towaru zszedł chłopak na Targówku. Potem było jeszcze kilka ofiar. Zrobiło się głośno, policja zaczęła węszyć. Wiedziałem, że przez BUC-a będą problemy, ale Janek lubił wyzwania i nie mógł się oprzeć. Tego towaru w Polsce nikt wtedy nie sprzedawał. Chciał być pierwszy.

Wpadka „przepakowni” dopalaczy
22 września 2017, godz. 11.15:

– O, stary, ale to jest zajebiste.

– Co ty, testujesz coś?

– Ta... ale szczęście, ciepło, spokój.

Czym najchętniej odurzają się Polacy? Nowy raport GIS o dopalaczach
Zapisz na później
Dopalacze
– Dużo tego masz?

– Pół gieta.

Pięć minut później:

– I jak tam?

– Czekaj, bo ciężko mi czytać.

– O kurwa. To już więcej nie bierz. Hej, zemdlałeś czy co?

Ostatnią rozmowę 16-letniego Filipa z Warszawy jego babcia zobaczyła na ekranie komputera. Kilka minut wcześniej zawołała go na obiad. Raz, drugi, nic. W końcu weszła do pokoju. Nastolatek siedział przy biurku z głową opartą o blat. Na ekranie otwarte okno komunikatora, na biurku dwie saszetki, podobne do dużych opakowań gum do żucia. I kreska usypana z białego proszku.

Ratownicy stwierdzili zgon na skutek niewydolności krążeniowo-oddechowej, a policjanci zabezpieczyli dowody.

Na saszetkach podobnych do opakowań gumy były etykiety z napisem BUC-8. Resztki białego proszku przesłano do laboratorium. Chemicy znaleźli tam m.in. fentanyl, zabójczy syntetyk, sto razy silniejszy od morfiny i bardziej uzależniający niż heroina. Według National Institute for Drug Abuse (finansowany przez rząd USA instytut badawczy zajmujący się narkotykami i środkami psychoaktywnymi) codziennie z jego powodu w Stanach umiera średnio 115 osób.

Heroina na telefon, agresywnie sprzedawany lek przeciwbólowy. Co zabija Amerykanów?
Zapisz na później
Norwalk, USA, lipiec 2017. 5-letni Derrick Slaughter przyszedł z babcią na marsz przeciwko epidemii heroiny. Rodzice Derricka są uzależnieni od heroiny, wychowują go dziadkowie. Wg najnowszych statystyk, co najmniej 4149 mieszkańców stanu Ohio zmarło w 2016 r. z powodu przedawkowania narkotyków. To o 36 proc. więcej niż rok wcześniej
W pokoju Filipa były też kartony wskazujące, że to, co wciągnął, przyszło do niego pocztą. Policjanci zabezpieczyli paczki i sprawdzili nazwiska nadawców przesyłek. Ich dane były zmyślone. Przejrzeli wyciąg z konta 16-latka i historię przeglądarki internetowej. Filip często zaglądał na stronę sklepu, który sprzedawał substancje psychoaktywne. Nazywał się Predator-rc.

Miesiąc po śmierci Filipa w podobnych okolicznościach w Biłgoraju zginął 15-latek. W organizmie miał śmiertelną dawkę fentanylu, a przy sobie opakowanie po BUC-8. Trzy dni później przedawkował 21-letni mieszkaniec Radomia, a dwa miesiące dwóch Polaków w Wielkiej Brytanii.

Wszyscy zamawiali dopalacze ze strony Predator-rc.

Policjanci przejrzeli ich transakcje. W ten sposób dotarli do właścicieli kont, na które klienci wpłacali pieniądze za dopalacze. To głównie Ukraińcy, którzy zeznali, że za założenie konta od nieznajomych dostali kilkaset złotych.

Firmy kurierskie i poczta udostępniły miejsca i daty, w których nadawano przesyłki z dopalaczami. Policja objęła je obserwacją. Kolejne czynności doprowadziły mundurowych do „przepakowni” przy Dobrej.

Po kilkudniowej obserwacji policjanci weszli do środka. Zabezpieczyli kilkadziesiąt kilogramów odczynników, wagi elektroniczne, opakowania, zgrzewarki, laptopy i telefony.
W środku było trzech pracowników: Bartek, Piotrek (kuzyni Janka) i Adam z działu wysyłek i zamówień. Wszyscy byli zaskoczeni widokiem policji. W komendzie szczegółowo opisali cały proceder i to, jaką funkcję pełni w nim Jan S.

100 tysięcy za zabójstwo Ziobry
Z dwoma z bliskich współpracowników Jana S. spotykam się w kawiarni w Śródmieściu. Mają po 28 lat. Jeden odpowiedział na ogłoszenie na portalu Pracuj.pl, po kilku tygodniach wciągnął kolegę.

– Jak tylko Janek dowiedział się, że na Dobrej była wpadka, szybko znalazł nową ekipę. W internecie zamieścił ogłoszenia i w trzy tygodnie zatrudnił kilkanaście osób. Wynajął nowe mieszkanie, zamówił sprzęt, a starego znajomego mianował zastępcą. Przez kilka dni w zamówieniach był przestój. Klienci się denerwowali, ale Janek do każdego pisał maile, przepraszał i uspokajał. Dla niego to był kryzys piarowy, z którego trzeba było wyjść. W końcu udało mu się. Wszyscy dostali to, co zamówili – mówi 28-latek.

Dopalacze to narkotyki, a nie "środki zastępcze", zabijają dzieci. Walczył z nimi Tusk, wojnę wydał PiS, i co?
Zapisz na później
Dopalacze i narkotyki pakowane przez policjantów przed wysłaniem do analizy
– Szef tym razem zachował większe środki ostrożności – dodaje drugi. – Nikt z pracowników nie poznał go osobiście, porozumiewał się z nimi przez komunikator Wire, którego podobno nie da się szpiegować. Przekazał nam konkretną instrukcję, co trzeba zrobić, jak złapie nas policja. Mieliśmy mówić, że na dyskotece poznaliśmy Bartka G. [kuzyn Janka, który wpadł w mieszkaniu przy ulicy Dobrej – red.]. I że to on zatrudnił nas do pracy. Szef był na Bartka wściekły, bo wiedział, że go sprzedał. Którymś razem wspomniał, że kupił pistolet. Nigdy go nie widziałem z bronią, może kłamał, żeby wzbudzić większy respekt.

Kiedy Jan S. zażegnał kryzys i uporządkował sprawy w Warszawie, wyjechał do Holandii. Przez kilka miesięcy opiekował się biznesem z zagranicy. Wtedy dowiedział się, że z inicjatywy ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry podwyższono kary za posiadanie dopalaczy i handel nimi. – Kipiał ze złości. Na komunikatorze wysyłał obrazki ze zdjęciem Ziobry i gilotyną – relacjonuje współpracownik.

Jednemu ze współpracowników zaproponował 100 tysięcy złotych za zabójstwo ministra. „Rzeczpospolita” donosiła wówczas, że Jan S. sugerował zleceniobiorcy użycie materiału wybuchowego, podanie trucizny lub substancji powodującej zapaść krążeniową.

– O tym zleceniu nic nie wiemy, ale znając Janka porywczość i to, jak kochał ten biznes, to wydaje się prawdopodobne – mówi pracownik.

Miał zlecić zabójstwo Ziobry, jest poszukiwany w całej Europie. "Ten sk...n podpisał nową ustawę. Zepsuł mi interes"
Zapisz na później
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro
– Determinacja osoby, która zleciła zabicie stawiającego mu zarzuty prokuratora i mnie, świadczy o tym, że państwo działa, a wprowadzone przepisy uderzające w handel „białą śmiercią” są skuteczne – skomentował wówczas Zbigniew Ziobro.

Plan zabójstwa ministra nie wypalił, bo współpracownik, który miał zabić ministra, został niespodziewanie zatrzymany i o wszystkim opowiedział policji.

Ze źródeł zbliżonych do śledztwa wiemy też, że Jan S. podżegał do zabójstwa trzech policjantów prowadzących postępowanie i stołecznego prokuratora, którzy zajmował się jego sprawą. Ten wątek wyłączono z akt dotyczących handlu dopalaczami i przekazano śledczym z Wrocławia. Sprawa jest w toku.

Majątek z dopalaczy w bitcoinach
Zeznania współpracowników i zebrane dowody wystarczyły, by wydać za Janem S. europejski nakaz aresztowania i tzw. czerwoną notę Interpolu – ostrzeżenie zawierające dane i rysopis przestępcy adresowane do blisko 200 państw członkowskich organizacji.

W maju 2018 roku Jan S. został zatrzymany przez holenderską policję, jednak sąd nie zgodził się od razu na jego areszt, wyznaczył kolejne posiedzenie, na które S. nie przyszedł.

Z notatek policjantów z tego okresu wynika, że służby wiedziały, że S. jest w Holandii i nie ma zamiaru wrócić, ale jego dom wciąż był pod obserwacją.

Zaufany kurier: – Pod koniec roku interes słabo się kręcił. Chodziły słuchy, że ktoś Janka okrada, więc pewnie wrócił zrobić porządek. Wiedział, że ryzykuje, ale ten biznes to dla niego całe życie. Poświęcał mu więcej czasu niż kilkuletniemu synowi.
3 stycznia 2020 roku Jan S. po krótkim pościgu i szarpaninie został zatrzymany w pobliżu rodzinnego domu w Milanówku. Z zespolonymi kajdankami i kaskiem na głowie przewieziono go na komendę. Policja pochwaliła się zdjęciami z zatrzymania, a prasa rozpisywała się o końcu „Króla dopalaczy”. W prokuraturze przedstawiono mu 12 zarzutów. Dotyczą m.in. kierowania zorganizowaną grupą przestępczą zajmującą się handlem dopalaczami i narkotykami oraz ich przemytem, prania brudnych pieniędzy, a także narażenia ponad 16 tysięcy osób na śmierć.

Sąd zgodził się na trzymiesięczny areszt 29-latka. Przewieziono go do zakładu karnego w Wołowie. Tam został zakwalifikowany jako więzień niebezpieczny. Ma jednoosobową i monitorowaną 24 godziny na dobę celę.

Kilka dni po osadzeniu próbował przekupić strażnika. Proponował mu 20 tysięcy złotych w zamian za dostarczenie komórki. Do listy zarzutów prokurator dopisał mu próbę przekupstwa.

Bitcoin. Wykop sobie trochę kasy z netu
Zapisz na później
Słynna kryptowaluta bitcoin
Przed jego zatrzymaniem śledczy skierowali do sądu akty oskarżenia wobec 71 jego współpracowników. Choć wyliczyli, że sklep Jana S. w nieco ponad rok zarobił 17 milionów złotych, zabezpieczone mienie w tej sprawie wyniosło jedynie 600 tysięcy złotych. Prokuratura wciąż próbuje zabezpieczyć majątek szefa grupy. Z nieoficjalnych informacji wynika, że do tej pory udało się zająć równowartość około 200-300 tysięcy złotych.

– W dużej mierze zarobione pieniądze inwestował w kryptowaluty. Zabezpieczenie takich środków jest trudne, bo wymaga użycia kodów dostępu. Do części z nich śledczym udało się dotrzeć, bo wyjawili je jego współpracownicy, ale S. ma kilka własnych wirtualnych portfeli. Nikt poza nim nie ma do nich dostępu. Można się domyślać, że użyje ich dopiero po wyjściu z więzienia, a grozi mu maksymalnie 15 lat. Mogą być tam setki tysięcy złotych, jeśli nie miliony – słyszę od źródła zbliżonego do śledztwa.

Promocje predatora
Wpisuję w Google nazwę sklepu prowadzonego przez Jana S. Strona Predartor-rc wciąż istnieje. Rejestruję się, podając imię nazwisko, e-mail i numer telefonu. „Jesteś nowy? Za pierwsze pięć zamówień płatność tylko bitcoinami” – pojawia się komunikat. W ofercie m.in. 3-mmc, 3-cmc i 4-cmc (metafedron, metaklefedron i klefedron, po podaniu dają poczucie euforii i empatii, różnią się nieco czasem działania, skutkami ubocznymi i ceną), osiem rodzajów pigułek, m.in. uspokajających i nasennych benzodiazepinów, wyostrzających zmysły tryptamin czy będących składnikiem pigułki gwałtu flunitrazolamów. Są też substancje przypominające składem antydepresanty, leki znieczulające i zwiotczające mięśnie. Na liście nie ma już BUC-a.

Rośnie liczba pacjentów po dopalaczach. Pracownicy szpitala w Bytomiu: "Za detoks niech płacą z własnej kieszeni"
Zapisz na później
Dopalacze, w tym 'Mocarz
W dziale „kontakt” jest tylko adres mailowy. Można też wypełnić formularz i zaadresować go do poszczególnych działów: obsługi klienta, zamówień, wysyłek, finansowego i technicznego. Formy płatności: bitcion, przelew anonimowy (bez weryfikacji prawdziwych danych nadawcy, można zrealizować w placówce Poczty Polskiej) i przelew zagraniczny (przelew na konta zarejestrowane w Unii Europejskiej). Promocje: poniedziałki – do zamówień składanych tego dnia dodajemy bonus w postaci dwóch gramów 3-cmc. Wtorki i czwartki – koszty wysyłki wymieniamy na wybrany przez ciebie produkt. Środy – do zamówień dodajemy 2 gramy 4-cmc. Stali klienci mogą liczyć na 150 złotych rabatu przy co dziesiątym zamówieniu. Ceny – od 15 do 36 złotych za gram.

Piszę w mailu, że chcę hurtowo zamówić substancję 3-mmc. Precyzuję, że chodzi mi o 3 kilogramy. Odpowiedź dostaję po dwóch godzinach: „Witaj, przy takiej ilości cena to 12 zł za gram przy płatności bitcoinami. Zamówienie będzie u ciebie w cztery dni. Pozdrawiamy, Ekipa Predator-rc”.


RE: Wpadka predatora najsłynniejszego sklepu - 12 lat więzienia - kot_kreskowy - 13.10.2024

"Łukasz, zaufany kurier: – Wszystko zaczęło się pieprzyć, kiedy od jego towaru zszedł chłopak na Targówku. Potem było jeszcze kilka ofiar. Zrobiło się głośno, policja zaczęła węszyć. Wiedziałem, że przez BUC-a będą problemy, ale Janek lubił wyzwania i nie mógł się oprzeć. Tego towaru w Polsce nikt wtedy nie sprzedawał. Chciał być pierwszy."


Kurwa... Może to i lepiej że siedziałem wtedy za kratami, przynajmniej żyjęPodobno kultowa


RE: Wpadka predatora najsłynniejszego sklepu - 12 lat więzienia - DGEloV - 13.10.2024

Szkoda predatora, ,gruba akcja


RE: Wpadka predatora najsłynniejszego sklepu - 12 lat więzienia - voice.of.voiceless - 13.10.2024

szkoda, że nie poruszyli watku vipchemicals

ciekawa historia, przyjemnie się czytało


RE: Wpadka predatora najsłynniejszego sklepu - 12 lat więzienia - kot_kreskowy - 13.10.2024

Nie dość że przyjemnie się czytało, to wydaje mi się że autora kojarzę z dopka...
Pozdrawiam janosik1358
Chemiczny Podobno kultowa


RE: Wpadka predatora najsłynniejszego sklepu - 12 lat więzienia - 777 - 14.10.2024

Czyli co? Chińczyki w chuja grały i buc doprawiali fentem?


RE: Wpadka predatora najsłynniejszego sklepu - 12 lat więzienia - kot_kreskowy - 14.10.2024

777 
Ci idioci na magazynie nie zdawali sobie sprawy co tak naprawdę wysyłają, to były czasy gdy jeszcze stosowało się nazewnictwo ŚRODKI ZASTĘPCZE, ludzie byli brani do tej roboty z ulicy czyli ich wiedza na temat substancji prawdopodobnie była żadna, wystarczyło, że łyżka którą ładowali towar do worków była wcześniej zamoczona w fentanylu a potem w buc-u lub czymkolwiek innym i trup gotowy.

Teraz znalazłem uchwałę, w której buc-8 jest określony jako benzylfentanyl 
[Obrazek: Screenshot-20241014-093118.jpg]

Podobno kultowa

Czyli co? Buc-8 to była tylko nazwa handlowa?

(13.10.2024, 19:59)kot_kreskowy napisał(a): "Łukasz, zaufany kurier: – Wszystko zaczęło się pieprzyć, kiedy od jego towaru zszedł chłopak na Targówku. Potem było jeszcze kilka ofiar. Zrobiło się głośno, policja zaczęła węszyć. Wiedziałem, że przez BUC-a będą problemy, ale Janek lubił wyzwania i nie mógł się oprzeć. Tego towaru w Polsce nikt wtedy nie sprzedawał. Chciał być pierwszy."


Kurwa... Może to i lepiej że siedziałem wtedy za kratami, przynajmniej żyjęPodobno kultowa


Poprawka, wtedy już nie siedzialem.

Sprawdziłem dokładnie daty i moment kiedy padały trupy po Buc-u - Kot siedział ale na terapii w monarze  XD


RE: Wpadka predatora najsłynniejszego sklepu - 12 lat więzienia - voice.of.voiceless - 14.10.2024

no buc to tylko nazwa handlowa była xD 

był buc-5 i buc-8


RE: Wpadka predatora najsłynniejszego sklepu - 12 lat więzienia - kot_kreskowy - 14.10.2024

I buc-3 podobno, jeśli wierzyć portalowi na H

Czyli nie myliłem sie twierdząc, że ci idioci nie byli świadomi co tak naprawdę pchają 🤡


RE: Wpadka predatora najsłynniejszego sklepu - 12 lat więzienia - voice.of.voiceless - 14.10.2024

fakt buc-3 i 8, pomyliłem się z piątka