Dużo by opowiadać ale jedna przygoda utkwiła mi w pamięci. To były moje początki z brownem. Pojechaliśmy autem kolesia do S****u po dwie ćwiary i jakby nigdy nic od razu na miejscu przyjęliśmy po małym zastrzyku. Wszystko byłoby ok gdyby nie fakt, że tego ranka jedliśmy klony. Z początku oskarżałem dilera o to, że dał jakieś środki nasenne do tego cukru. 😝 To nie był high jak po herze tylko skurwysyńska chęć spania jak po jakimś odmóżdżającym neuroleptyku. W każdym bądź razie idioci postanowili nie spać tylko zwiedzać i wrócić do G****a starym oplem. Późny wieczór a dwóch naćpanych debili ledwo patrzących na oczy jedzie. I dojechali. Po drodze rozpierdalając opone i wyginając felge o krawężnik. Rano plułem se w brodę tak jak koleś i od tamtej sytuacji tylko SKM po browna. Dzięki Bogu jeśli istnieje, że nikogo nie zabiliśmy i nie mieliśmy wtopy. Jakby nas zabiło drzewo czy mur to ćwierć biedy. Dwóch ćpunów mniej w tym zajebanym helupiarzami 3M. Jebać helene. Pozdro.