Forum TOR
Już teraz zapraszamy na nasze forum w sieci TOR.dopal67vkvim2qxc52cgp3zlmgzz5zac6ikpz536ehu7b2jed33ppryd.onion
Kopiuj adres
Kodeina (Thiocodin, antidol)
Moja przygoda z kodeiną to nieciągnąca się historia. Zdecydowanie odradzam każdemu świeżakowi, choć wiem, że bywa kapryśna i czasem słabo działa. Mam wrażenie, że jakieś receptory wyrabiają się po prostu z czasem. Tak samo jak się często bierze to wzrasta tolerancja i nie klepie.
U mnie zaczęło się jeszcze w 2011 albo 2012 i miałem tak samo jak dużo osób w tym wątku, że nie było prawie żadnego efektu. Później jednak (2014) będąc w fatalnym stanie psychicznym i już uzależnionym od maczanek oraz THC zacząłem eksperymentować z aptecznymi substancjami. Na pierwszy ogień znowu poszedł Thiocodin. I tak sobie poleciałem jakiś czas na nim biorąc kilka razy w tygodniu, bo znosił u mnie lęki i depresję. Chuj z tym, że dwa dni później byłem zawsze mega otumaniony i po resecie wszystkich neuroprzekaźników. Kto miał styczność z benzo albo maczankami pewnie wie o czym mówię. Skończyłem dopiero jak byłem kompletnie bez kasy i za to się cieszę. Później całkowicie na kilka lat zapomniałem o kodeinie.
Dopiero trzy lata temu (2019) przypomniałem sobie o tej substancji. Z budżetem już było lepiej, bo i praca lepsza, więc się kupowało, a dostęp był zawsze. To jedna z najgorszych zalet Thiocodinu. Miałem nawet zaprzyjaźnioną aptekarkę na mieście, która sprzedawała mi po 5-6 opakowań na raz. Jak brakło przed wypłatą to brałem na krechę u niej. Jak się było w innym mieście to standardowo pielgrzymka po kilku aptekach i potem heja.
W tej chwili mój ciąg liczę jako dwa lata, bo było brane przeważnie raz na tydzień, rzadziej co dwa. To była totalna głupota, żeby znowu wrócić do ćpania kodeiny. Nie bez powodu nazywają ją heroiną dla ubogich. Przez ten czas nabawiłem się wrzodów, bólów żołądka i są samych flaków, ale nie mogłem skończyć. Obecnie mam przerwę jakieś dwa miesiące, bo powiedziałem sobie dość ze względu na swoją obecną partnerkę, która bardzo przeżywała moje uzależnienie, choć od razu wiedziała, że mam z tym problem. Na razie trzymam się dzielnie. Nie było żadnej wielkiej zwały, której się obawiałem, poza psychicznym dołem, który zaleczyłem antydepresantami i osłabieniem mięśni. Czasem też jakiś staw zabolał i nogi się trzęsły. Dużo naczytałem się wcześniej o zespole odstawiennym na opiatach, ale na szczęście mnie to ominęło. Co nie zmienia faktu, że chęć przykodzenia i poczucia tego fajnego ciepełka oraz spokoju jest nadal dość silna. Najgorzej było zdecydowanie na początku. W ciągu tych trzech ostatnich lat wydałem na to kilkanaście tysięcy złotych, jeśli to zesumować. Jak ktoś oczekuje po tym strasznej bani to się zawiedzie. Dla mnie to taki zwyczajny uspokajacz z czymś takim więcej (otulające ciepełko).
U mnie zaczęło się jeszcze w 2011 albo 2012 i miałem tak samo jak dużo osób w tym wątku, że nie było prawie żadnego efektu. Później jednak (2014) będąc w fatalnym stanie psychicznym i już uzależnionym od maczanek oraz THC zacząłem eksperymentować z aptecznymi substancjami. Na pierwszy ogień znowu poszedł Thiocodin. I tak sobie poleciałem jakiś czas na nim biorąc kilka razy w tygodniu, bo znosił u mnie lęki i depresję. Chuj z tym, że dwa dni później byłem zawsze mega otumaniony i po resecie wszystkich neuroprzekaźników. Kto miał styczność z benzo albo maczankami pewnie wie o czym mówię. Skończyłem dopiero jak byłem kompletnie bez kasy i za to się cieszę. Później całkowicie na kilka lat zapomniałem o kodeinie.
Dopiero trzy lata temu (2019) przypomniałem sobie o tej substancji. Z budżetem już było lepiej, bo i praca lepsza, więc się kupowało, a dostęp był zawsze. To jedna z najgorszych zalet Thiocodinu. Miałem nawet zaprzyjaźnioną aptekarkę na mieście, która sprzedawała mi po 5-6 opakowań na raz. Jak brakło przed wypłatą to brałem na krechę u niej. Jak się było w innym mieście to standardowo pielgrzymka po kilku aptekach i potem heja.
W tej chwili mój ciąg liczę jako dwa lata, bo było brane przeważnie raz na tydzień, rzadziej co dwa. To była totalna głupota, żeby znowu wrócić do ćpania kodeiny. Nie bez powodu nazywają ją heroiną dla ubogich. Przez ten czas nabawiłem się wrzodów, bólów żołądka i są samych flaków, ale nie mogłem skończyć. Obecnie mam przerwę jakieś dwa miesiące, bo powiedziałem sobie dość ze względu na swoją obecną partnerkę, która bardzo przeżywała moje uzależnienie, choć od razu wiedziała, że mam z tym problem. Na razie trzymam się dzielnie. Nie było żadnej wielkiej zwały, której się obawiałem, poza psychicznym dołem, który zaleczyłem antydepresantami i osłabieniem mięśni. Czasem też jakiś staw zabolał i nogi się trzęsły. Dużo naczytałem się wcześniej o zespole odstawiennym na opiatach, ale na szczęście mnie to ominęło. Co nie zmienia faktu, że chęć przykodzenia i poczucia tego fajnego ciepełka oraz spokoju jest nadal dość silna. Najgorzej było zdecydowanie na początku. W ciągu tych trzech ostatnich lat wydałem na to kilkanaście tysięcy złotych, jeśli to zesumować. Jak ktoś oczekuje po tym strasznej bani to się zawiedzie. Dla mnie to taki zwyczajny uspokajacz z czymś takim więcej (otulające ciepełko).